wtorek, 1 czerwca 2010

Ostatni wysiłek

Spod tablicy, na której znaleźliśmy fotografię przodka Grzegorza, ruszyliśmy (nie)suchą szosą w kierunku Ustrzyka. Powoli słońce chyliło się ku zachodowi (może tego nie widać na poniższym zdjęciu..). Deszcz siąpił delikatnie aczkolwiek wystarczająco, żeby stał się główną – niechcianą – atrakcją wieczoru. Dojście do osiedla Ustrzyk zajęło nam godzinę, może troszkę więcej.





Będąc w Ustrzyku sprawdziliśmy mapę, nasza trasa biegła znowu przez góry, jakkolwiek by nie patrzeć na przełaj. Robiło się coraz ciemniej. Wychodząc na pierwszy szczyt, cyknąłem te dwa zdjęcia, widoczne poniżej.





Niestety okazało się, że nasza nawigacja po ciemku ‘troszkę’ nawaliła. Miałem co prawda czołówkę, ale zgasła niespodziewanie. Jakoś ze zmęczenia nie skojarzyłem, że zamiast się wyczerpać bateria, raczej poszła w.. las żarówka. Nie chciało mi się przy tym gmerać po ciemku z czego wyciągnąłem ważny wniosek:
NIGDY NIE REZYGNUJ ZE ZROBIENIA CZEGOŚ – nawet jak jesteś bardzo zmęczony.
Okazało się później, że gdybym wymienił żarówkę, to prawdopodobnie nie poszlibyśmy naokoło.. ale po kolei.

Dochodząc do szczytu, Grzegorz zauważył drzewa, które zawsze widzi z okna swojego domku. Niestety będąc na szczycie, okazało się, że jedno z tych drzew znajduje się najprawdopodobniej na szczycie na przeciwko nas.. Co lepsze, w ciemnościach nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy, Grzesiek nie poznawał okolicy – zrobiło się smutnawo..

Zeszliśmy ze szczytu idąc w prawo – ku odblaskowi jaki musiał powstać dzięki jakiemuś osiedlu. Będąc tam, okazało się, że bardzo zboczyliśmy z kursu i nie mamy już siły na poprawkę. Musielibyśmy się bowiem znowu wspinać na kolejny szczyt albo dwa. Na to nie mieliśmy sił, więc ruszyliśmy asfaltem w kierunku Ochotnicy Górnej. W ten sposób zamiast zrobić 2 km przez góry, zrobiliśmy około 8 km idąc baaardzo naokoło..

Żadne słowa nie opiszą tego jak bardzo nogi nas nie niosły.. W chwili postoju nasze mięśnie były tak rozgrzane, że nasze nogi parowały jak zagotowany rosół na niedzielnym obiadku..

W pewnym momencie zmęczenie sięgnęło zenitu. Co kilkanaście metrów musieliśmy się zatrzymać żeby dać odpocząć nogom. Tym sposobem dotarliśmy do domku na 00:15.

Po drodze z Ochotnicy Górnej do domku Grześka spotkaliśmy salamandrę i nabraliśmy wodę w potoku na herbatę. Myśl, że w domku czeka na mnie herbata owocowa i cukier była chyba najlepszą motywacją, inaczej zapewne padłbym w pierwszym lepszym rowie i zasnął smagany wiatrem i deszczem – to nie żart, chwilami były takie trudne momenty, że nie wiedziałem czy zaraz nie padnę jak kłoda.



~StuQ



Nie sądziłem do tej pory jak silny jest człowiek. W normalnej sytuacji używa się około 1/3 siły i wytrzymałości swych mięśni. Teraz dopiero zrozumiałem iż w sytuacji wyjątkowego wycieńczenia osoba z przeciętną kondycją fizyczną, potrafi dorównać komuś kto regularnie i ciężko ćwiczy.
Było ciężko i to bardzo. Najgorsza była sytuacja w której będąc tak blisko domku, bez sensu było rozbijać obóz, zaś droga tak bardzo się dłużyła.

~Grzegorz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz