niedziela, 22 sierpnia 2010

Lipiec & Sierpień

To było 40 dni pełne pracy. Przynajmniej dla mnie.

Zwykłe wyjścia do lasu okazały się być zupełnie oszałamiającym wydarzeniem. Wędrując po Puszczy Niepołmickiej mogłem doświadczyć niesmowitej atmosfery która panowała pod zielonym sklepieniem gałęzi. Patrząc po okolicznych roślinach, czytając z resztek pozostawionych przez zwierzęta, oglądając leśną ściółkę można było dowiedzieć się o otoczeniu niemal wszystkiego; nawet gdzie szukać poszczególnych gatunków zwierząt czy roślin.

Ludzie często nie dostrzegają tego ukrytego piękna dzikiej przyrody, która dziś jest w odwrocie. Widziałem, a bardziej słyszałem, kłócącą się rodzinę której największym zmartwieniem było przejechanie przez zalany do kostek przejazd pod wiaduktem kolejowym. Byli tak głośni iż wszelkie leśne życie ukryło się i zastygło w oczekiwaniu. Kiedy tylko hałaśliwi goście oddalili się, na powrót mogłem obserwować wiewiórki i ptaki. Rude gryzonie radośnie przebiegały nie dalej niż kilka metrów od miejsca w którym siedziałem. Nie ukrywałem się, po prostu siedziałem cicho, oparty o sosnowy pień.
Kiedy przejdzie się skrajem leśnej drogi czy ścieżki można dostrzec wręcz niesamowite skarby którymi obdarza nas Natura, zaś większość ludzi dostrzega tylko ich małą cząstkę, nieraz, nawet tej drobiny. W czasie tych spacerów uświadomiłem sobie jeszcze jedną, całkiem banalną sprawę. Można pilnować bezpieczeństwa i zachowywać się odpowiedzialnie lecz niektóre wydarzenia leżą poza naszymi możliwościami. Mianowicie prawie wdepnąłem w węża. Normalnie zrugałbym się za brak czujności ale w tym wypadku nie było nic co mógłbym sobie zarzucić w tej sprawie. Tak czasami bywa że dostrzegamy takie spotkania w ostatniej chwili. Z tego co mi się zdaje, obie strony były tak samo zaskoczone i równie szybko odskoczyły w tył.
Równie ciekawym doświadczeniem było pieczenie na leśną modłę. Mimo iż z początku byłem spcetyczny to udało mi się kilka razy upiec całkiem znośne sprawunki które potrafiły nawet przez tydzień zachować świeżość. Sukces.
Udało się wreszcie wybrać się na skałki aby nieco poćwiczyć obycie w takich sytuacjach. Muszę przyznać że największym wrogiem nie była wysokość, strach, brak rozwagi ale upał. Paskundy żar, bezlitośnie wysysający każdą kropelkę wody z ciała. Takie uroki lata.

Wreszcie zdecydowałem się na dłuższy pobyt w górach lecz po dłuższym namyśle postanowiłem zamienić to w marszobieg do Rabki. Dlaczego?
Można mówić że w Gorcach są "dobre" warunki do survivalu. Tak nie jest. Szczyty są poprzecinane szlakami zaś doliny pełen są osiedli. Nie wszystkie, to fakt ale przeważnie są one w obrębie parku narodowego.
Znajdzie się kilka miejsc gdzie można zapomnieć że parę kilometrów dalej znajduje się wieś czy droga. Jednak rozpalenie tam ogniska zwracałoby na siebie naprawdę sporą uwagę. Oczywiście że rozwiązaniem jest zabranie ze sobą śpiwora i karimaty. Problem z głowy, lecz nie wiem czy to jest właśnie to czego ja szukam w survivalu.
Można oczywiście olać wszelkie zasady i palić ognisko tam gdzie się nam podoba. Jestem pewien że raczej nikt by nie zwrócił uwagi na coś takiego, wszak polany i szlaki są usłane czarnymi kręgami palenisk. Jednak czy to sprawia że powinno się korzystać z tego cichego przyzwolenia?
Osobiście uważam że nie. Pozostaje obozowanie na prywatnym terenie albo na nielicznych polach namiotowych, przynajmniej jeżeli chodzi o palenie ognia.
Inna sprawa to pozyskiwanie pożywienia. Nie mówię o polowaniu czy pułapkach tylko o prozaicznym zbieraniu roślin i korzeni. Dlaczego?
Lwia część jadalnych roślin rośnie w dolinach, opodal zbiorników wody czy na łąkach. Przeważnie są to tereny prywatne i ogrodzone. Nikt nie lubi jak ktoś łazi mu po działce i robi wykopki.
Konkludując, Gorce mają "dobre" warunki do survivalu jeżeli bierze się ze sobą śpiwór i jedzenie lecz zapytam się. Jaki to jest wtedy survival?
Mimo tych ponurych rozmyślań delektowałem się chwilami w Gorcach. W 12 godzin udało mi się wrócić do domu, co jest niesamowitym zbiegiem okoliczności, jako że ledwo zdążyłem na ostatni bus z Rabki.

Przez sierpień miałem również więcej czasu aby szlifować sztuki walki. Mogłem spokojnie ćwiczyć 3-4 razy w tygodniu aby dopracować braki przed rozpoczęciem roku akademickiego, w czasie którego, obawiam się że będę mieć mało czasu na treningi. Lecz prawdziwy postęp leży nie tylko w fizycznej doskonałości i sprawności ale także w sposobie myślenia. Ten rozwój, zdaje mi się nawet ważniejszy od kondycji fizycznej.
Często ludzie ćwiczący jakiekolwiek formy walki nie otrzymują przy tym żadnej formy treningu mentalnego. Nie mają szacunku do innych, uważają się za lepszych. Pełni są próżnej pychy i agresji... To źle świadczy o nas. Przecież to świadmość tego jak kruche jest ludzkie życie powinna być motywacją żeby darzyć je szacunkiem, a jak mi sie zdaje, jest na odwrót. Słabość prowokuje do ataku. Zaś słabych nie ma już komu bronić. Prawo zakazuje. Ot paradoks.

~Grzegorz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz